Egzamin gimnazjalny 2019, język polski, pytania otwarte z tajemnic odarte
Strajk strajkiem, ale egzamin trzeba napisać. A jeśli już coś pisać, to tylko wybitnie ciekawe i w żadnym wypadku nie odtwórcze rozprawki. Wychodzenie poza ramy jest tu równie nie na miejscu jak przyjmowanie dwóch roczników przez licea. Niekonwencjonalne ujęcia to ja sobie mogę sobie robić na Instagramie, a nie w temacie rozprawki. Nie więcej niż 3 błędy językowe i interpunkcyjne, co najmniej trzy akapity i maksymalnie zero kreatywności (co akurat może być korzystne przy szalejącym autonomicznym układzie nerwowym). W trzech słowach: egzamin gimnazjalny z języka polskiego.
(Zadanie 17 jest na tyle proste, że każde 3 - 4 zdania napisane z sensem dadzą maksymalną liczbę punktów, więc od razu przejdę do rozprawki)
Warto bronić swoich przekonań
W dzisiejszych czasach obrona własnych przekonań stała się o wiele bardziej wymagająca, ponieważ powoływanie się na autorytet Kościoła czy przedstawianie dowodów anegdotycznych, są częściej przyjmowane salwą śmiechu niż wyrazem uznania. Wchodzenie w polemikę jest więc niewskazane i nieopłacalne, a korzystanie z własnego umysłu wydaje się zbyt wymagające. Na szczęście wybrani bohaterowie ukazani w kanonie lektur szkolnych, są nonkonformistami, a wszelkie wątpliwości wolą rozwiewać w prowizorycznych oktagonach niż w dyskusji.
Najlepszym przykładem postaci w zacietrzewieniu broniącej swoich wybitnie głupich przekonań jest Zbyszko z Bogdańca. Przystojny młodzian wszystkie punkty umiejętności wydał na charyzmę i prawy sierpowy, nie trudząc się czytaniem nazw pozostałych kategorii ("logiczne myślenie", "jakiekolwiek myślenie", "jakiekolwiek przetwarzanie informacji w jakimkolwiek szyku w jakimkolwiek celu poza mejozą"). Zbyszko w wolnych chwilach obnosił się urodą swojej wybranki w rejonach, w których nikt jej nie znał, aby, pomijając drogę dyskusji, stłumić opozycję i udowodnić chuj wie co. Jego poglądów nie można racjonalnie wyjaśnić, ale Zbyszko wyjaśniał frajerów, więc chyba wszystko się zgadza.
Nieco mniej atencyjną i gburowatą postacią, która broniła swoich racji, jest Balladyna. Córka Wdowy (matki córek) wkładała w realizację planów więcej energii, a w siostrę więcej metalu. Jej głowa nie była jednak równie pusta jak jej dzban z malinami, więc wszystkie działania podejmowała w konkretnym celu, dla zdobycia wymiernych korzyści. Balladyna nie marnowała dżuli (tak, tak, jednostek pracy) na sławienie swojego partnera, a wręcz porzuciła go przy pierwszej okazji wyrwania się z domu. Nie marnowała także zasobów pamięciowych na obraz twarzy matki, co niestety doprowadziło do fatalnego w skutkach nieporozumienia; Balladyna rezygnowała też z pamięci krótkotrwałej (być może na skutek urazu płatu przedczołowego (?)) na mniej więcej 24 godziny, pokazując tym samym ignorancję względem antycznej jedności czasu i wymuszając wkroczenie pioruna. Właściwie wszystkie zasoby Balladyny były ograniczone, mniej więcej tak jak Zbyszko, więc skutecznie paliła mosty, wbijała noże i podawała trucizny, a na każdy przejaw niesubordynacji miała przygotowaną ripostę ciętą jak ciało Aliny. Balladyna być może cierpiała na kifozę kręgosłupa moralnego, lecz znalazła dobrą metodę na obronę własnych przekonań, w myśl "najlepszą obroną jest atak", być może powinna jednak wybrać lepszą drogę do realizacji założeń taktycznych i np. wyrzucić nóż albo nie wbijać go w ciało siostry. Błędna interpretacja była zapewne owocem, a właściwie dzbanem różowych owoców leśnych, czytania streszczeń lektur szkolnych, więc pamiętajcie dzieci, trzeba czytać książki.
Do omawianej tezy dobrze pasuje też postać Makbeta, ale gimby nie znajo (nie żebym się wywyższał, przed chwilą skończyłem czytać).
Reasumując wszystkie aspekty kwintesencji tematu dochodzę do fundamentalnej konkluzji - no nie warto, raczej nie bardzo, weź nie broń, co będziesz bronił, daj se spokój, inni mają gorzej, naród skłócony, to co będziesz bronił, się lepiej skup na nauce, matura za 3/4/5 lat.
Dziękuję za uwagę XxXx
W dzisiejszych czasach obrona własnych przekonań stała się o wiele bardziej wymagająca, ponieważ powoływanie się na autorytet Kościoła czy przedstawianie dowodów anegdotycznych, są częściej przyjmowane salwą śmiechu niż wyrazem uznania. Wchodzenie w polemikę jest więc niewskazane i nieopłacalne, a korzystanie z własnego umysłu wydaje się zbyt wymagające. Na szczęście wybrani bohaterowie ukazani w kanonie lektur szkolnych, są nonkonformistami, a wszelkie wątpliwości wolą rozwiewać w prowizorycznych oktagonach niż w dyskusji.
Najlepszym przykładem postaci w zacietrzewieniu broniącej swoich wybitnie głupich przekonań jest Zbyszko z Bogdańca. Przystojny młodzian wszystkie punkty umiejętności wydał na charyzmę i prawy sierpowy, nie trudząc się czytaniem nazw pozostałych kategorii ("logiczne myślenie", "jakiekolwiek myślenie", "jakiekolwiek przetwarzanie informacji w jakimkolwiek szyku w jakimkolwiek celu poza mejozą"). Zbyszko w wolnych chwilach obnosił się urodą swojej wybranki w rejonach, w których nikt jej nie znał, aby, pomijając drogę dyskusji, stłumić opozycję i udowodnić chuj wie co. Jego poglądów nie można racjonalnie wyjaśnić, ale Zbyszko wyjaśniał frajerów, więc chyba wszystko się zgadza.
Nieco mniej atencyjną i gburowatą postacią, która broniła swoich racji, jest Balladyna. Córka Wdowy (matki córek) wkładała w realizację planów więcej energii, a w siostrę więcej metalu. Jej głowa nie była jednak równie pusta jak jej dzban z malinami, więc wszystkie działania podejmowała w konkretnym celu, dla zdobycia wymiernych korzyści. Balladyna nie marnowała dżuli (tak, tak, jednostek pracy) na sławienie swojego partnera, a wręcz porzuciła go przy pierwszej okazji wyrwania się z domu. Nie marnowała także zasobów pamięciowych na obraz twarzy matki, co niestety doprowadziło do fatalnego w skutkach nieporozumienia; Balladyna rezygnowała też z pamięci krótkotrwałej (być może na skutek urazu płatu przedczołowego (?)) na mniej więcej 24 godziny, pokazując tym samym ignorancję względem antycznej jedności czasu i wymuszając wkroczenie pioruna. Właściwie wszystkie zasoby Balladyny były ograniczone, mniej więcej tak jak Zbyszko, więc skutecznie paliła mosty, wbijała noże i podawała trucizny, a na każdy przejaw niesubordynacji miała przygotowaną ripostę ciętą jak ciało Aliny. Balladyna być może cierpiała na kifozę kręgosłupa moralnego, lecz znalazła dobrą metodę na obronę własnych przekonań, w myśl "najlepszą obroną jest atak", być może powinna jednak wybrać lepszą drogę do realizacji założeń taktycznych i np. wyrzucić nóż albo nie wbijać go w ciało siostry. Błędna interpretacja była zapewne owocem, a właściwie dzbanem różowych owoców leśnych, czytania streszczeń lektur szkolnych, więc pamiętajcie dzieci, trzeba czytać książki.
Do omawianej tezy dobrze pasuje też postać Makbeta, ale gimby nie znajo (nie żebym się wywyższał, przed chwilą skończyłem czytać).
Reasumując wszystkie aspekty kwintesencji tematu dochodzę do fundamentalnej konkluzji - no nie warto, raczej nie bardzo, weź nie broń, co będziesz bronił, daj se spokój, inni mają gorzej, naród skłócony, to co będziesz bronił, się lepiej skup na nauce, matura za 3/4/5 lat.
Dziękuję za uwagę XxXx
Komentarze
Prześlij komentarz