Metaforyka spontanicznego wejścia w umysł innego człowieka
Jestem naprawdę wzruszony. Moją tymczasową podniosłość
zawdzięczam majstersztykowi koronkowej roboty, unikatowi, arcydziełu, rarytasowi
dla adherentów wirtuozyjnej eksperiencji, ambrozji współczesnego studium,
zapierającemu dech w piersiach widowisku. Pierwszy raz w historii bloga mam
zaszczyt zaprezentować dzieło sztuki, które poruszyło mnie niesamowicie,
zatrzymało mój oddech i zmniejszało szansę na wyjście z szoku, dopóty, dopóki
solidna dawka podziwu nie przeszła przez umysł i nie przyzwyczaiła oka do tak
nadzwyczajnego rzemiosła. Dzieło, o którym mówię, to obraz, który oprócz
znakomitej aparycji zawiera bogaty drugi plan, tworzony przez narzędzia pracy,
które w połączeniu z cudotwórczymi pięciopalcówkami stworzyły… Proszę o werbel…
To!
Szczerze, jestem naprawdę zdumiony jak słuszna dawka mojej
mentalnej kontroli umysłów innych ludzi potrafi zdziałać cuda… Znaczy
pomysłowość i talent twórcy… Oczywiście przy tak wykwintnym obrazie ciężko mi cokolwiek
zmetaforyzować, cokolwiek opisać słowami, wskazać jakąkolwiek wadę, która
stworzy zalążek obiektywizmu, gdyż takich wad nie zauważam. Mógłbym może
wskazać dwie lub trzy krzywo postawione kreski, które dla mnie – perfekcjonisty
– są nierozłączną wadą, lecz czy w obrazach chodzi tylko o symetrię? Czy to
właśnie abstrakcja, asymetria i inne słowa zaczynające się na „a” nie tworzą
piękna obrazu, nie oddają magii sztuki nowoczesnej? Patrząc jednak z czysto
sprawozdaniowego (#neologizm) punktu widzenia mogę przeanalizować ów twór,
starając się wymienić suche fakty. Otóż na pierwszy rzut oka, obraz jest
otoczony markerami i innymi przyrządami piśmienno-rysunkowymi, ale po dłuższej
chwili nawet umysł człowieka płci nieco brzydszej jest w stanie wysnuć wniosek,
że ów przyrządy tworzą całą kompozycję, urozmaicają aparycję, są elementem
układanki, niepozornym dodatkiem, który zmienia cały obraz w swojego rodzaju
rzeźbę, gdyż przedstawiona przeze mnie fotografia nieprzypadkowo została
zrobiona z tej właśnie perspektywy, a kluczowa kompozycja jest umieszczona w
notatniku, na stosie innych kartek, a z pewnością nie jest tak dlatego, że
sztukmistrzowi nie chciało się jej wyrwać. Analizując jeszcze same markery,
w rzeźbie tworzą one asymetryczne wzory i sprowadzają się do kolorów: mniej szary,
bardziej szary, mniej brązowy, bardziej brązowy oraz zielony… Przepraszam, cóż
to za brzydkie nazwy, powinienem powiedzieć: wczesna jesień średniowiecza,
jasno ceglasty z domieszką skały Św. Jakuba, grafitowo-chamois, grafitowy przy
zachodzie słońca oraz rosnące pąki z doliny hrabi Ignacego. Poza tymi markerami
w pospolitych kolorach możemy zaobserwować cienkopis oraz ołówek w długopisie.
Wszystko na tle jasnoniebieskiego biurka, który pod wpływem światła przechodzi
stopniowo w najczystszą postać bieli.
Jeśli chodzi o obraz, ukazuje on sytuację ze statystycznego
polskiego domu – człowieka z nad wyraz rozwiniętym mięśniem piwnym otoczonego
poduszkami. Zamiast jednak atrakcyjnego mężczyzny możemy zobaczyć o wiele
słodszą postać, wizerunek leniwca, który wraz z podpisem nad jego głową tworzy
metaforę. Otoczony jest zielonym kreskowanym obramowaniem, który znakomicie
kontrastuje z jego wypełnieniem w kolorze grafitowo-chamois. Całość jest tak
dopracowana i tak majestatyczna, że w porównaniu z moim opisem, bardziej na
miejscu jest ponowne wklejenie obrazo-rzeźby, co uczynię z największą
przyjemnością.
Dziękuję bardzo za uwagę. Mam nadzieję, że umiliłem Wam swoim
wpisem niedzielny poranek, jeśli tak, nie zapomnijcie o ocenie. Z mojej strony
to tyle, komentował Dariusz Szpakowski, znaczy administrator Sali Filozofów.
Komentarze
Prześlij komentarz